poniedziałek, 28 listopada 2011

Wykopalisko

Głowa pełna pomysłów, tylko brakuje dnia pomiędzy sobotą a niedzielą. Jako że nie zdołałam przez miniony weekend (choć spędzony w domu) stworzyć nic godnego uwagi, prezentuję ostatnią rzecz spośród tych wykonanych kiedyś. Pierścionek zrobiony pewnego wrześniowego wieczoru, tradycyjnie - bez planu, na dziko, co zaowocowało faktem, że jedni na jego widok piszczą z zachwytu, a inni z dezaprobatą kręcą głową. A wy?



sobota, 12 listopada 2011

Kaboszonowe szaleństwo

 Pamiętam, że bardzo zazdrościłam jednej koleżance w przedszkolu naszyjnika z Barbie. Nawet próbowałyśmy z siostrą zrobić podobny z broszki mamy, ale Barbie wycięta z jakiejś gazety cały czas wypadała (nawet na ślinę nie chciała się trzymać :P), a agrafka dźgała mnie w dekolt :( Teraz odbijam sobie wszystkie te cierpienia produkując przywieszki z czym tylko chcę. A nawet breloczki. Co więcej, nic z nich nie wypada! Szkoda, że na Barbie jestem już za stara. But Marilyn will also do ;)



niedziela, 6 listopada 2011

From denim with love...

Jako że powinnam w tej chwili dokonywać skomplikowanych chemicznych obliczeń (a nie mam pojęcia,
co robię), postanowiłam zachować się jak prawdziwy student i odłożyć to na później. W zamian za to wstawiam zdjęcia jeansowych broszek wykonanych ze skrawków skracanej spódnicy mojej mamy. Odkryłam,
że materiał jest bardzo przyjazny wszelkiej obróbce, trzeba jedynie uzbroić się z wielką igłę, mocne nici
i takież nerwy. Jeśli ktoś ma delikatne palce powinien ponadto przyoblec przynajmniej jeden z nich
w naparstek, aby uniknąć nadźgnięcia się na niedźgający na ogół koniec iglicy.



 Tę akurat (cytując babcię Monię) lekko "popruło" na brzegach, ale dzięki temu wygląda nieco bardziej nonszalancko, czyż nie?


wtorek, 1 listopada 2011

Druciane (s)twory

 W zasadzie nie tyle druciane, co poplątane z drutem. Nie chcę tu uchodzić za specjalistkę od wire wrappingu, bo nie mam o nim zbyt rozległego pojęcia, nie wspominając już o doświadczeniu w tej dziedzinie. Wszystko plątane metodą starych komanczów, tudzież (jakby rzekł pewien mój znajomy, którego serdecznie pozdrawiam) starych rumuńskich górali. Ale jeśli tylko nauczę się jakichś bardziej wyrafinowanych sztuczek, nie omieszkam się tu nimi pochwalić ;)